5 lip 2013

KONKURS! (ZAKOŃCZONY)


Lubisz czytać blogi? Lubisz przy tym popijać kawę?
Jeśli tak to ten konkurs jest dla Ciebie!




ANIKA TWORZY to mój nowy blog, na którym prezentuję jak stworzyć coś z niczego ;) Z okazji jego powstania organizuję ten konkurs. Nagroda tym razem jest mało kosmetyczna ale jeśli lubicie czytać o kosmetykach popijając przy tym kawusię to myślę, że warto wziąć udział :)

NAGRODĄ W KONKURSIE jest:
nowy kubek marki HOME & YOU

CO ZROBIĆ BY WZIĄĆ UDZIAŁ W KONKURSIE?
Wystarczy odpowiedzieć poprawnie na pytanie konkursowe.
Nie trzeba być obserwatorem.
Nie trzeba nic lubić.
Nie trzeba nic udostępniać.
Konkurs jest dla każdego!
Czas trwania: 05.07.2013 - 10.07.2013

PYTANIE KONKURSOWE:
Jaki tytuł nosi mój pierwszy post na blogu ANIKA TWORZY, w którym pokazałam jak stworzyć brelok?

Podpowiedzi szukaj tutaj: www.anika-tworzy.blogspot.com


ODPOWIEDŹ PRZEŚLIJ NA E-MAIL:
anikowa101@gmail.com


W temacie wpisz ANIKA TWORZY,
a w treści wiadomości napisz odpowiedź, a także podaj swoje imię i nazwisko.



Jedna osoba może wziąć tylko raz udział w konkursie!
Spośród poprawnych odpowiedzi wylosuję jedną osobę, do której wyślę kubek.
Konkurs trwa do 10 lipca tego roku, do końca dnia. Po zakończeniu konkursu wyłonię jednego zwycięzcę i ogłoszę go w tym poście, w ciągu 7 dni.


ZAPRASZAM DO UDZIAŁU W KONKURSIE, A TAKŻE NA http://anika-tworzy.blogspot.com/

KONKURS ZAKOŃCZONY
 DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE NADESŁANE ZGŁOSZENIA
KUBEK WYGRYWA: AGNIESZKA I.

3 lip 2013

Milky lips

Makijaż latem? Najczęściej w upalne dni tuszuję rzęsy, a na usta nakładam błyszczyk lub balsam. Znalazłam produkt, który świetnie się spisuje w czasie lata. Oto on:


 OPIS PRODUCENTA: Delikatny balsam do ust z proteinami mlecznymi, zapewnia ukojenie suchym i spierzchniętym wargom. Zawiera Schercemol - opatentowany składnik nadający super połysk oraz zapewniający idealne nawilżenie. Jego obecność sprawia, że błyszczyk ma aksamitną strukturę oraz długotrwały efekt. Zmysłowe zapachy i apetyczne smaki wanilii, toffi, czekolady, maliny i śmietanki zapewniają wyjątkowe doznania.
Nie zawiera oleju parafinowego.

Marka: PAESE
Produkt: Mleczny balsam do ust o słodkim smaku i apetycznym zapachu
Pojemność: 6 ml
Cena: regularna ok. 19 zł ; w promocji 13 zł
Dostępnośćsklep internetowy PAESE (KLIK), stoiska firmowe i sklepy ZNAJDZIESZ TUTAJ (KLIK)



Mój balsam ma nr 606. Mieści się w niedużym transparentnym prostopadłościanie. Opakowanie jest wykonane z solidnego plastiku - nie rysuje się, ani nie matowieje. Nadruki są w kolorze białym i czarnym. Wszystko do siebie ładnie pasuje. Po kilkunastu użyciach napisy się nie ścierają, są jak nowe.



Balsam na usta nakłada się przy pomocy gąbeczki, która jest przymocowana do nakrętki. Aplikator nie nabiera zbyt dużej ilości produktu, dzięki czemu balsam aż nie wylewa się z ust.



Zapach balsamu jest bardzo przyjemny, pachnie jak malinowe cukierki, słodko i apetycznie. Producent wspomina także o przyjemnym smaku, ja takiego nie wyczuwam, dla moich kubków smakowych jest bezsmakowy.
Konsystencja balsamu przypomina mi błyszczyk. Palcem rozsmarowuje się go gładko i przyjemnie. Dołączona gąbeczka powoduje lekkie tarcie, ale bez problemu można nią dotrzeć w każde miejsce ust.



Balsam w opakowaniu ma jasno koralowy odcień. Robiąc nim tzw. swatcha na ręce także widoczny jest jego śliczny kolor. Na ustach balsam wydaje się być transparentny. Jeśli dołoży się kilka warstw kolor staje się trochę widoczny.
Balsam nie radzi sobie z bardzo spierzchniętymi ustami. Natomiast kiedy usta są gładkie produkt PAESE bardzo ładnie się na nich prezentuje. Nie wysusza, nie klei się, nadaje ładny naturalny połysk.
Producent pisze, że utrzymuje się nawet do 5 godzin. Niestety... Aczkolwiek jak na balsam wg dobrze się sprawdza, niekiedy zaprzyjaźnia się z moimi wargami nawet na 2 godziny. Niestety jest jeden minus, który mi przeszkadza, po dłuższym czasie wyczuwam na ustach jakby małe grudki. Nie są one widoczne ale wyczuwam je. Na szczęście po poprawieniu ust, czyli ponownym zaaplikowaniu balsamu problem znika.


Bardzo jestem zadowolona z tego produktu. Jest wydajny i jak na cenę promocyjną przystępny. Dla takiej minimalistki jak ja w 100% odpowiedni. Nie wysusza ust, a nawet lekko je nawilża, nie klei się i nadaje prześliczny połysk do tego zniewalająco pachnąc. :)


PODOBNE:

1 lip 2013

ANIKA TWORZY


Ostatnimi czasy na moim blogu częściej pojawiają się posty informacyjne niż te bardziej konkretne o kosmetykach. Tak, tak... ten znów będzie dotyczył małego info. 
Otóż mam nadzieję być tu troszkę częściej. Moje kosmetyki czekają tylko abym zrobiła im "słit foteczki" i je opisała. Niedawno obroniłam tytuł magistra i mam trochę więcej czasu na dzielenie się moimi opiniami na temat błyszczyków, szminek, lakierów, kremów, balsamów itd... Przyznam, że uwielbiam kosmetyki chyba jak większość kobiet. Dzielę się spostrzeżeniami na ich temat jako zwykła dziewczyna. Na co dzień zajmuję się trochę innymi rzeczami dlatego postanowiłam założyć drugiego bloga, który zaprezentuje to co robię. 


ANIKA TWORZY to mój nowy blog, który ukazuję część mnie, w którym poniekąd mogę się wyżyć poprzez tworzenie, na którym postaram się pokazać, że można zrobić coś ładnego tanim kosztem, a nieraz nawet wyczarować coś z niczego. Zapraszam na:



Zapraszam także na fb: ANIKA Tworzy
i g+: Anika Śliw




Ćwir, ćwir! 


Produkt silnie i natychmiastowo utrwalający fryzurę?


"W tym sezonie rządzą wysoko upięte koki, delikatne fale i luźno splecione warkocze! By ułożyć letnią fryzurę, sięgnij po profesjonalny Hegron Gel Spray. Szybko wysycha, pozostawia przyjemny zapach i nie skleja włosów. Doskonale utrwala każdą fryzurę, nadając włosom elastyczność i połysk.
Cena: 12,90 zł/150ml"

Takimi słowami został zareklamowany w jednej z gazet produkt, który dotyczyć będzie tego posta.


Na opakowaniu również jest napisane, że jest to profesjonalny produkt bardzo silnie i natychmiastowo utrwalający każdą fryzurę. 

Czyżby coś nowego. innowacyjnego pojawiło się na polskim rynku? Zanim jeszcze skupię się na jego działaniu przedstawię go z zewnątrz:


Tak właśnie wygląda opakowanie tego produktu. Plastikowa buteleczka, z naklejką i "spryskiwaczem". Przyznam, że wygląd zewnętrzny żelu nie powalił mnie na kolana. Moim zdaniem mocno odstaje od innych, które można ujrzeć w drogeriach...


Żel wydobywamy z środka za pomocą sprayu. Już od kilku lat spotykałam się przy produktach tego typu ze spryskiwaczami, które można odkręcić, po zużyciu butelkę można ponownie użyć. W tym przypadku jest inaczej. Atomizera nie można odkręcić ponieważ jest on przymocowany na stałe.

Jednakże często nie liczy się wygląd zewnętrzny tylko to co ma się w środku. Mimo, że żel z zewnątrz nie wygląda na profesjonalny, może taki jest w środku? 


Konsystencja żelu po wydobyciu jest lejąca, lekko lepka.
Zapach jest nieprzyjemny! Produkt śmierdzi alkoholem. Już dawno nie używałam kosmetyku, który tak walił! Po jakimś czasie alkohol nie był już tak wyczuwalny ale zapach wcale nie był lepszy, śmierdział mi starymi perfumami. Bleah!

Wygląd na nie. Zapach na nie. Może działanie na tak?
Żel w sprayu. Pomysł wydaje się być ciekawy aczkolwiek jak tego używać? Sięgnęłam po buteleczkę i zaczęłam bezpośrednio nim spryskiwać mój kok. I co? Nie był on natychmiastowo utrwalony. Próbowałam go przygładzić ale nic z tego, włoski ciągle odstawały. Dlatego spróbowałam innej metody. Wydobyłam trochę produktu na rękę i próbowałam zrobić szałową fryzurę. Było trochę lepiej. Kok był gładszy, lśniący, a dodatkowo sklejony, nieelastyczny i śmierdzący.

Na koniec zdjęcie ze składem produktu:


Ja mówię NIE! temu produktowi. Rzadko używam żeli, lakierów itp. specyfików do włosów ale takiego bubla to chyba jeszcze nigdy nie miałam. Dlaczego produkt jest nazywany profesjonalnym? Okropność!


15 cze 2013

W krainie kobiet na fb

Spotkajmy się na facebook.com ! Z pewnych przyczyn musiałam usunąć stare konto na fb i założyć nowe. Jeśli chcesz być na bieżąco z nowymi postami, konkursami i nie tylko to zapraszam ! 


14 cze 2013

Fioletowy DIADEM

No to jest! Z małym poślizgiem, który został spowodowany przez niepogodę i brak internetu.W konkursie pytałam się Was jaki produkt z nagłówka bloga chcecie zobaczyć w mojej recenzji. Wygrał cień do powiek.  Oto on:


Tajemniczym cieniem do powiek z nagłówka bloga okazuje się cień marki DIADEM. 



Cień do powiek kaszmirowy - TAURUS to przepiękny fiolet o nr 09.
Na zdjęciu widoczny jest szeroki i obiecujący opis produktu.
Poniżej charakterystyki kosmetyku jest podany także skład (INCI).




Zanim jeszcze przejdę do obietnic producenta, chwilę skupię się na jego wyglądzie zewnętrznym.
Cień znajduje się w małym, czarnym plastikowym opakowaniu. Na wierzchu nadrukowane jest logo marki. By otworzyć opakowanie wystarczy z boku pociągnąć wieczko do góry. Jest to typowe opakowanie dla DIADEMU. Skromne, małe ale ładne.




Po otwarciu ukazuje się sprasowany cień do powiek. Jego kolor jest ciekawy - przypomina mi jasną jagodę. Nie każdej z nas pasuje taki kolor ale ja osobiście dobrze czuję się w fioletach.



Gdy dotknęłam pędzelkiem do cienia średnio sobie z nim radził, sięgnęłam po inny było podobnie. Dlaczego? Ponieważ nie chciał się prawie w ogóle "chwytać" włosia. Jak już nałożyłam go po wielu próbach na powiekę trudno się z nim pracowało na niej. Z jego rozcieraniem szło ciężko. Kolorem też nie przypominał tego z opakowania. Tak nie wygląda intensywnie napigmentowany odcień...
Kremowa konsystencja? Nic z tych rzeczy. Cień TAURUS 09 jest bardzo, bardzo suchy. Po pierwszej aplikacji widać duże prześwity skóry. Znakomite przyleganie do skóry i nie ścieranie się też u mnie się nie sprawdziło. Osypuje się, mniej niż inne cienie ale robi to.

Cień wygląda przepięknie w opakowaniu, niestety wydobyty z niego nie spełnia nawet połowy obietnic producenta. Kompletnie mnie rozczarował. Trio z DIADEMU jakie posiadam jest zupełnie inne. Czy ktoś miał może ten cień? Może to mi trafił się trefny egzemplarz? Spróbuje z nim jeszcze powalczyć na mokro albo na płyn do soczewek ale przyznam, że rano kiedy się spieszę robię "rachu ciachu" pędzlem i nie chce mi się dłużej bawić i eksperymentować.
Co Wy na taki fiolet?

1 cze 2013

KONKURS Z NOWYMI ORIGINAL SOURCE (ZAKOŃCZONY)


CACTUS & GUARANA i GOLDEN PINEAPPLE to nowe warianty żeli pod prysznic marki ORIGINAL SOURCE na sezon letni.

El Cactus i La Guarana tworzą wyjątkowy duet egzotyczny! Kaktus zadba o skórę, a guarana pobudzi do dalszych nierutynowych działań. Poczuj to na własnej skórze!

Słodka gorączka złota! Orzeźwiająco soczysty żel pod prysznic pełen cytrusowej świeżości to niezły ananas! Ukryta w nim nierutynowa energia przepędzi apatię. Poleca się nie tylko na lato!

Masz ochotę na nowe warianty żeli? Zapraszam do wzięcia udziału w konkursie, w którym do wygrania:


- żel pod prysznic CACTUS & GUARANA
- żel pod prysznic GOLDEN PINEAPPLE
- kubek
- eko torba/plecak
- próbki

Konkurs tylko dla obserwatorów bloga anikowa101 w krainie kobiet.
Konkurs trwa od 1 czerwca 2013 roku do 10 czerwca 2013 roku.
Wyniki zostaną podane po zakończeniu konkursu w tym poście!


Zadanie konkursowe:

Marka Original Source ma w swojej ofercie do wyboru 15 różnych wariantów zapachowych.
Gdybyś mógł/mogła wymyślić nowy wariant żelu pod prysznic o jakim on by był zapachu?
Swoją propozycję wpisz w formularzu poniżej.



WYNIKI KONKURSU:
Nie myślałam, że będę miała taki problem z wybraniem tej jednej odpowiedzi. Gdybym mogła nagrodziłabym wszystkie zgłoszenia, ponieważ każda okazała się nierutynowa! Każdy pomysł na nowy zapach zaproponowany przez Was był ciekawy i oryginalny. Czytając każdą odpowiedź próbowałam sobie wyobrazić jaką miało by to woń? Jedna z odpowiedzi wydaje mi się bardzo frapująca, intrygująca, tajemnicza i to do pomysłodawczyni jej trafi nagroda.


"(...)naleśniki z konfiturą wiśniową i kremem makowym!"   - to brzmi ciekawie pysznie! Autorką pomysłu jest: Gosia.ohi



Gratuluję! 


Dziękuję za wszystkie zgłoszenia i zapraszam na inne konkursy w przyszłości!



Regulamin konkursu.
Udział w konkursie jest równoznaczny z akceptacją jego Regulaminu.

Zmiany, zmiany, zmiany...

Witam Was po przerwie na moim blogu. Dziś blog reaktywuje się na nowo! Zmiany pojawiły się w moim życiu ale także na blogu i to na tych drugich skupię się w tym poście.

WYGLĄD
Blog zmienił szatę i przybrał kolory bieli, fioletu i mięty. Pojawił się również nowy nagłówek.

SZYBSZE SZUKANIE
Zjedź na dół bloga. Znajdziesz tam wyszukiwarkę, a także etykiety podzielone na kategorie, marki, przysmaki i inne. Może znajdziesz coś dla siebie ;)

POSTY
Posty będą w podobnej stylistyce jak kiedyś i dołączą do nich też nowe - m.in. szybkie recenzje, bitwy ale też takie nie związane tylko s kosmetykami.

POPULARNE
Popularne posty znajdziesz zjeżdżając niżej.

KONKURSY I KONKURSIKI
Chyba coś co tygryski lubią najbardziej ;) Będą, będą ;) Mniejszy już obecny w zakładce KONKURSIKI, a większy jeszcze dziś pojawi się na blogu!


ZAPRASZAM na nieco odmienioną anikową101 w krainie kobiet :)

RAZ, DWA, TRZY... BIODERMA Sensibio


Cześć! Na początku zacznę od życzeń ;)  Z okazji Dnia Dziecka życzę wszystkim dzieciom - tym mniejszym i tym większym - uśmiechu od ucha do ucha, co dzień nowych przygód i by w każdej z nas zawsze była odrobina z dziecka ;)

Teraz szybko przechodzę do nowego cyklu postów. RAZ, DWA, TRZY... będą to moje opinie na temat produktów ale krótkie i zwięzłe. W kilku zdaniach napiszę co myślę o danym produkcie. A dziś będzie o:


Produkt: Płyn micelarny
Marka: BIODERMA
Seria: Sensibio H2O
Pojemność: 100 ml  (występują także w większych butelkach)
Cena: 8 - 10 zł (większa pojemność=większa cena)


Produkt mieści się w przeźroczystej małej i zgrabnej buteleczce. By wydobyć produkt na płatek kosmetyczny należy ponieść górną część nakrętki do góry. Nowy produkt jest dodatkowo zabezpieczony plastikiem, który należy oderwać. 


Do swego demakijażu używam już od kilku lat płynów micelarnych. Zawsze sięgałam po te z tańszej półki cenowej ponieważ nie zauważałam między nimi większej różnicy. Jak zobaczyłam tego w "SUPER CENIE" sięgnęłam po niego mimo, że nie jestem posiadaczką wrażliwej ceny. Czy różni się od innych płynów micelarnych? Na pewno ceną. Większe pojemności kosztują około 30 zł i więcej. A właściwości? Tu muszę przyznać, że odczułam różnicę. Mój makijaż zmył błyskawicznie i dokładnie - nie rozmazuje np. tuszu na pół twarzy. Nie pozostawia suchej warstwy. Nie podrażnia skóry (przyp. że nie mam skóry wrażliwej tylko mieszaną). Łagodzi. Skóra pozostaje przyjemna w dotyku.

Czy kupiłabym ponownie?
Tak ale tylko w promocji :)
Która z Was go używała?



30 mar 2013

WESOŁYCH ŚWIĄT !



Niech Wam jajeczko dobrze smakuje,
bogaty zajączek uśmiechem czaruje.
Mały kurczaczek spełni marzenia,
wiary, radości, miłości, spełnienia.

14 mar 2013

Zmywacz z pompką


Zmywacz z pompką. Zapewne większości z Was dobrze znany ale osoby, które go jeszcze nie miały mają okazję przyjrzeć mu się bliżej. Zazwyczaj butelka tego wynalazku jest nieco szersza od tych tradycyjnych. Wyróżnia go także zakrętka, którą otwiera się do góry.



A pod zakrętką.... nietypowa pompka, która na pierwszy rzut oka nawet nie przypomina pompki. Jak to działa? Wystarczy wacik przyłożyć do wystającego dynksa, nacisnąć i już jest on nasączony zmywaczem.



Zmywacze z pompką są nieco droższe od innych. Ich cena waha się w przedziale od 9 do 15 zł. Można je kupić w wielu drogeriach, supermarketach.
Po skończeniu się cieczy zmywającej można odkręcić pompkę i uzupełnić butelkę ponownie ulubionym zmywaczem. Myślę, że warto jednorazowo wydać większą kwotę na taki zmywacz, ponieważ jest to małe udogodnienie podczas zmywania lakieru.

Dla mnie zmywacz z pompką nie okazał się zbędnym bajerem. Będę ze swojej buteleczki nadal korzystać (o ile nie popsuje mi się ta pompka). A co Wy myślicie o tym wynalazku? Korzystacie czy wolicie tradycyjne buteleczki?

6 mar 2013

Puder prasowany

"Wiosna, wiosna..." Mam ochotę śpiewać kiedy do mojego pokoju przedzierają się przez okno promienie słońca. Ich blask oświetla moją twarz, lekko mnie oślepiając. Zaślepiona nie czuję zirytowania wręcz przeciwnie - jest wspaniale :)
Tym razem przychodzę do Was z produktem, który dla wielu osób jest zbędny ale moim zdaniem może być wybawcą w wielu sytuacjach ;)


Puder w kamieniu. Może być rozświetlający, brązujący lub matujący. Na tym trzecim skupię się w tym poście.
Otóż puder prasowany to produkt, dzięki któremu można szybko odświeżyć i poprawić makijaż w ciągu dnia. Ja najczęściej go używam kiedy chcę zapobiec błyszczeniu się na mojej twarzy. Cienka warstwa produktu przywraca mojej skórze świeży wygląd. Jednocześnie pamiętam o tym by nie pudrować się zbyt często!, bo zbyt duża ilość pudru sprawi, że moja twarz będzie wyglądać nienaturalnie.


Produkt: Puder matujący w kamieniu My Secret
Pojemność: 8,5 g
Dostępność: Drogerie NATURA
Cena: ok. 10 zł



OPAKOWANIE
Czarne okrągłe pudełeczko, z różowym logiem na środku. Ładne zgrabne, niestety z bliska widoczne są rysy jakie się na nim tworzą. By je otworzyć, wystarczy z boku podnieść pokrywkę. Brakuje mi w nim puszka/gąbeczki.



KONSYSTENCJA
W opakowaniu jest idealnie sprasowana. Ja najczęściej nakładam go pędzlem i niestety przy tej czynności bardzo się osypuje. Kosmetyk jest o delikatnej konsystencji, nie matowi zbyt mocno skóry dzięki czemu efekt jest bardziej naturalny. Zapach pudru jest neutralny, lekko pudrowy.



ODCIEŃ
W szafie My Secret są do wyboru pudry matujące w trzech odcieniach. Ja posiadam nr 2. Mimo, że mam bardzo jasną karnację zdecydowałam się na lekko ciemniejszy kolor ponieważ jest on bardziej naturalny. Nie tworzy mi efektu maski ponieważ przy cienkiej warstwie wyrównuje się z moim kolorytem.


U góry swatche na ręce. Na dłoń nałożyłam większość ilość produktu, a tuż pod nią trochę mniej aby aparat wszystko uchwycił. Następnie wygładziłam puder puszkiem. Przy większej ilości produktu na twarzy staje się on ciemniejszy ale gdy jest go mniej zachowuje bardziej cielisty kolor, a nie pomarańczowy.



MOIM ZDANIEM czyli jak się spisał na mojej twarzy, która jest mieszana - w strefie T lubi się przetłuszczać.
 Nie jestem typem kobiety, która nosi kosmetyczkę w torebce i co pewien czas poprawia makijaż. Swój puder zabieram ze sobą "od święta" do drobnych poprawek w ciągu dnia. Zapach i odcień w tym kosmetyku odpowiadają mi. Trochę przeszkadza mi, że podczas nakładania osypuje się. Po nałożeniu tego pudru moja skóra wygląda naturalnie. Jest to puder matujący, a producent zapewnia, że twarz będzie nieskazitelna przez wiele godzin. Kilka owszem ale niestety jeśli oczekujemy całodziennego zmatowienia ten produkt się nie sprawdzi. Wątpię, że osoby z tłustą cerą zostaną usatysfakcjonowane posiadając My Secret. Jako ratunek w sytuacjach kryzysowych, od czasu do czasu to produkt całkiem niezły zwłaszcza, że kosztuje niewiele ale do stosowania na co dzień nie jestem pewna czy to odpowiedni produkt. Być może sprawdzi się u osób z normalną i nie wymagającą skórą.


A Wy wolicie prasowane czy sypkie pudry?

28 lut 2013

Odcienie zimy

Witam! Pogoda za oknem się poprawia. Coraz częściej słoneczko wychodzi zza chmur. Ja w ostatnim dniu lutego przedstawiam lakiery, których kolory kojarzą mi się z zimną porą roku.


Zanim przejdę do ich odcieni napiszę krótko o samym produkcie. Są to lakiery marki VIPERA COSMETICS z serii Jumpy. Buteleczka jest mała, mieści dokładnie 5,5 ml. Ich cena niewysoka - ok. 4 zł. Można je znaleźć np. w osiedlowych drogeriach.
Lakiery są małe ale wydajne. Aby uzyskać całkowite pokrycie płytki paznokcia potrzebne są 2 - 3 cienkie warstwy. Konsystencja jest dość rzadka, pędzelek nie duży, okrągły, mnie bardzo dobrze się nim malowało paznokcie. Schnie dość szybko. Wytrzymałość lakieru to sprawa indywidualna. U mnie nie było tak źle bo trzymał się dobre 3 dni. Na paznokciach lakier zachowuje ładny blask.

A oto moje zimowe kolorki:
Nr 102 - W buteleczce biały lakier ze srebrnymi drobinkami (aparat niestety tego nie uchwycił). Na paznokciach drobinki są prawie nie widoczne jednak powodują, że biel jeszcze ładniej się błyszczy. W świetle sztucznym biel opalizuje lekko przez drobinki w kolorze pomarańczu. Ten lakier spowodował, że polubiłam biel na paznokciach.


Nr 112 - Kolor, który mnie zachwyca a jednocześnie ciężko jest mi go opisać. Jasno różowy, fioletowy metaliczny kolor z bardzo ale to bardzo małymi drobinkami różowymi, srebrnymi. Mieni się i mieni - czyli coś dla srok ;)


Nr 116 - Mój ulubiony lakier z tej serii. Metaliczne srebro. Gdyby się przyjrzeć to w buteleczce widoczny jest srebrny lakier ze srebrnymi drobinkami. Aczkolwiek na paznokciu są one nie widoczne, jest jednolity kolor idealny metaliczny odcień.


To były moje kolory, które kojarzą mi się z zimą, a jakie są Wasze?

20 lut 2013

Opalenizna zimą?

Dzień dobry bardzo!
Tęsknicie za latem? Ja coraz bardziej. Brakuje mi słońca, wyższej temperatury na dworze i widoku zielonej trawy ;) Na szczęście są rzeczy, które pomagają znieść zimę, m.in. kosmetyki. Czy takim pocieszaczem okazał się brązujący mus do ciała z BIELENDY? Zapraszam do mojej opinii.


Produkt: Brązujący mus do ciała ze złotą perłą
Marka: BIELENDA
Cena: 14 - 18 zł
Dostępność: hipermarkety/supermarkety, drogerie



Opakowanie:
Plastikowy słoiczek w bardzo ładnym kolorze - jasno brązowy, lekko mieniący się. Jak na niego patrzę to aż pożądam opalenizny w zbliżonym odcieniu. Wewnątrz znajduje się 200 ml produktu.
By zaaplikować kosmetyk na skórę trzeba zanurzyć rękę w słoiku. Myślę, że przy tego rodzaju artykule to dobre rozwiązanie. Nabieram go tyle ile potrzebuję i jednocześnie widzę ile go jeszcze zostało.



Zapach w opakowaniu:
Po odkręceniu wieczka nie czuć niemiłego zapachu, typowego dla produktów brązujących. Zapach jest przyjemny ale osobiście nie przypomina mi on nut orzechowych. Woń jest trudna do określenia, nie przypomina mi niczego smakowitego ale nie odpycha, jest miła dla nosa.

Zapach na ciele:
Spróbuję opisać także zapach jaki pojawia się u mnie po aplikacji musu. Otóż na początkowo zapach jest jeszcze milszy niż w opakowaniu. Aż się sama zdziwiłam. Niestety po kilkunastu minutach zaczęłam wyczuwać specyficzny smrodek, jaki pozostawiają produkty samoopalające. Aczkolwiek nie był on bardzo wyrazisty, nie odpychał, dało się przy nim funkcjonować. Swój mus aplikuję przed snem, kiedy wstaję rano nic nieprzyjemnego już nie wyczuwam.



Konsystencja:
Mus... Nie wiem co dokładnie producenci rozumieją pod pojęciem mus. Mnie osobiście kojarzy się trochę inaczej. Kiedy nabieram ten produkt czuję bardziej bardzo lekkie, rozpływające się w dłoniach masło. Bardzo dobrze się je wmasowuje w skórę ciała. Szybko się wchłania. Kolor miły dla oka - lekko beżowy.



Działanie:
1. Tuż po wmasowaniu w skórę musu moja skóra mieniła się. Produkt pozostawił na niej złotawe drobinki. W okresie karnawałowym nawet mi się to podobało. Myślę, że latem też będzie to bardzo dobrze współgrało z promieniami słonecznymi. Kiedy moja skóra jest bardzo blada nie przepadam za tym efektem, jak już się "zbrązowi" wygląda to nawet sympatycznie.
2. Nie zostawia na skórze plam czy też smug. Nie brudzi pościeli i innych tkanin. Ufff...
3. Opala stopniowo. Jeżeli ktoś oczekuje natychmiastowej brązowej skórki to produkt nie dla niego. Aby doczekać się opalenizny należy tego produktu używać regularnie. Formuła bardzo delikatnie przyciemnia skórę. Na mojej bladej skórze po tygodniu zauważyłam różnicę.
4. Drobinki podkreślają opaleniznę i sprawiają, że skóra wygląda zdrowo.
5. Większego nawilżenia, ujędrnienia czy elastyczności skóry u siebie nie zauważyłam po stosowaniu tego produktu.


Podsumowując:
Z brązującymi produktami to trochę jak z kotem w worku. Zazwyczaj kiedy mam styczność po raz pierwszy z takim produktem mam wiele obaw, zazwyczaj martwię się, że następnego dnia będę musiała chować nierówną, plamiastą opaleniznę. Po balsamy brązujące chwytam najczęściej zimą. Miałam już kilka takich ale chyba znalazłam ten idealny. Nie śmierdzi, delikatnie nadaje opaleniznę, nie zostawia smug. Jestem pod wrażeniem! Dodatkowo spodobało mi się, że nie trzeba wyjątkowo chronić dłoni przy aplikacji, produkt nie barwi ich bardziej, niż reszty ciała. Bielenda wywołała u mnie pozytywne wrażenia. W okresie zimowym mus to mus ;)

18 lut 2013

Usta w stylu Kate


Muuuaaa ;* Dziś witam Was buziaczkiem i to nie byle jakim buziaczkiem bo w stylu Kate Moss ;) Czyli dziś o szmince stworzonej przez modelkę dla Rimmel.



 O tej szmince powinnam chyba była napisać kilka miesięcy wstecz. Dlaczego? Ponieważ to mazidło pochodzi z jesiennej kolekcji... Ja swoją "Kate" dopadłam jak już była zima w drogerii Natura. Nie jestem pewna czy są one nadal dostępne ale wydaje mi się, że jeszcze czasami migają mi w drogeriach pojedyncze sztuki. Zakupiłam ją za ok. 16 zł.

Czym się wyróżnia kolekcja jesienna szminek Kate? Po pierwsze opakowaniem - jest ono czerwone, a nie czarne. Po drugie to nie błyszczące kolory tylko matowe odcienie. Po trzecie linia liczy 5 kolorów, 5 kolorów w odcieniach różu.
Przedstawiam Wam mój:

 Moja szminka ma nr 103.


Nazwałabym go klasycznym różem. Nie za jasny, nie za ciemny. Stonowany. Lekko chłodny.


Na moich ustach wygląda bardzo naturalnie. Moim zdaniem szminka nie jest w 100% matowa. Jednak do disco błysku bardzo, bardzo jej daleko.
Konsystencja nie jest tępa, dobrze się ją nakłada na usta. Jednak nie jest ona tak kremowa jak jej siostry w czarnych opakowaniach  Przez formułę zastosowaną w tej szmince wydawać się może, że ma się wysuszone usta ale to tylko takie błędne odczucie. Kiedy nałoży się ją na suche usta to ich nie nawilży tylko podkreśli suche skórki dlatego trzeba pamiętać aby nasze usta były w nienagannym stanie.
Trwałość tego mazidła bardzo w porządku. Utrzymuje się dobre 3 godziny (jeśli się nie je i nie pije).
Zapach w opakowaniu jest dziwny, przypomina mi klej szkolny ale kiedy mam róż na ustach żadnej nieprzyjemniej woni nie wyczuwam.

W plusach i minusach:
+ kolor
cena
+ opakowanie
+ trwałość
+/- konsystencja
+/- zapach
- może podkreślać suche skórki


Osobiście jestem zachwycona szminkami Rimmel stworzonych przez Kate. Kiedyś tego typu mazidło omijałam szerokim łukiem dziś z moimi Kate się nie rozstaję. Jak za cenę 16 zł to dla mnie jakość jest świetna. Brakiem matu się nie rozczarowałam, wręcz przeciwnie, bardzo podoba mi się to aksamitne wykończenie, daje efekt naturalnych ust. I  Kate!

A teraz czas na Ciebie! Pochwal się jaką szminkę uwielbiasz ;) A może wolisz błyszczyk lub balsam do ust?

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...