24 wrz 2012

Sezon na śliwki

A ja pozostaję przy kolorze z ostatniego postu czyli fiolecie ale tym razem coś dla paznokci ;) Wpis będzie na trochę innej zasadzie - będę zadawała pytania samej sobie na temat lakieru i odpowiadała co myślę. Gotowe na "śliwkę", na pazurkach?

MINI LAKIER DO PAZNOKCI I LOVE HEAN


Gdzie można kupić lakier Hean?
Produkty Hean są dostępne w niektórych mniejszych drogeriach (np. sieć drogerii Koliber, Drogerie Polskie) albo online przez sklep internetowy HEAN.

 Ile kosztuje mini lakier HEAN?
Koszt lakieru to ok. 4 złotych.

 Jak dużą pojemność ma lakier?
Jest to mini lakier i jego buteleczka mieści w sobie 6 ml produktu.


 Jaki pędzelek ma mini lakier HEAN?
Pędzelek jest wąski, okrągły, jednak przy malowaniu lekko sie "rozpłaszcza". Pędzelek nie jest zbyt sztywny i dobrze się nim nakłada lakier, nie robi smug.

 A jaka jest konsystencja tego lakieru?
Konsystencja nie jest rzadka, ani nie jest zbyt gęsta, wg mnie jest idealna.


 Jakie jest krycie? Ilu potrzeba warstw by uzyskać kolor jak w buteleczce?
Posiadam nr 805 i moim zdaniem krycie tego koloru jest bardzo dobre. Odcień jest widoczny już po nałożeniu jednej warstwy. Ja dla uzyskania głębszego, intensywnego koloru nałożyłam dwie cienkie warstwy.

 Nr 805 - jaki to kolor?
Jest to fiolet, przypomina mi ciemniejszy ametyst. Mocny, głęboki kolor.

 Czy lakier długo schnie?
Nie, nie trzeba czekać kilkudziesięciu minut by lakier dobrze zaschnął. Po ok. 10 minutach już czułam, że wysechł ale dla pewności odczekałam jeszcze kilka minut. Po upłynięciu 30 minut nie bałam się używać swoich łapek by nie zrobić odcisków itp.


 A jak z trwałością lakieru?
Myślę, że to kwestia indywidualna i dużo też zależy od tego co kto robi na co dzień.
U mnie na paznokciach lakier gościł w nienagannej postaci 3 - 4 dni. Po tym czasie zauważyłam na niektórych paznokciach drobne odpryśnięcia (przy normalnym trybie życia - mycie głowy, zmywanie, sprzątanie).

 Czy kupiłabym lakier ponownie?
Ten lakier otrzymałam na Spotkaniu Śląskich Bloggerek. Wypróbowałam i stwierdzam, że jeżeli skończyłby mi się to kupiłabym go ponownie. Mam też ochotę na inne kolory, które są bardzo ciekawe. Lakier nie jest drogi i mimo tego, że należy do grupy tych  mniejszych to jest wydajny.

A Wy lubicie fiolet na paznokciach?

Produkt znalazł się w mojej kosmetyczce dzięki Spotkaniu Śląskich Bloggerek.

22 wrz 2012

Slodkie usta?

Witajcie! Dziś przychodzę do Was z pomadką firmy Hean. Przyznaję się, że jak ją zobaczyłam to nie przekonała mnie do siebie ponieważ osobiście nie przepadam za mocniejszymi ustami. Wolę delikatne odcienie i najczęściej używam błyszczyków lub pomadek, które w rzeczywistości wypadają bardzo naturalnie. Całkowicie jednak tego produktu nie spisałam na straty i poddałam ją swym testom. Czy się z nią polubiłam? Oto moja opinia:

DANE:
Producent: HEAN
Cena: ok. 11 zł
Dostępność: sklep internetowy HEAN, mniejsze drogerie

OPAKOWANIE
Solidny plastik imitujący metal. Na nim srebrne litery, które otacza grafika nawiązująca do nazwy serii. Mnie osobiście nie przekonuje nazwa i rysunek miasta ale to rzecz gustu. Wydaje mi się, że o wiele ładniej wygląda po zdjęciu "skuwki". Jednak, tu nie jest ważny wygląd zewnętrzny, a wewnętrzny i liczy się to co opakowanie ma w środku. Niemniej duży plus, że jest to solidne i plastik się nie nadłamuje oraz dobrze, mocno się zamyka. Podoba mi się również przeźroczysta podstawa, która pokazuje prawdziwy kolor produktu.


KONSYSTENCJA
Kiedy wykręciłam produkt przed oczami ukazała mi się sztywna pomadka. W kontakcie z ciałem, ustami nie staje się zupełnie kremowa. Przy rozprowadzaniu jej na wargach nie jest tępa, dobrze się rozprowadza ale nie należy ona do tych bardziej miękkich pomadek. Ustom nadaje "satynowego" blasku.


KOLOR
Mój odcień to nr 155 Sweet Plum. W opakowaniu wygląda na mocno fioletową i to mnie przeraziło. Nie widziały mi się usta w tym kolorze.
Mimo, że regularnie pielęgnuję usta często są one kapryśne, lekko przesuszone. Producent obiecuje, że: "masło morelowe o delikatnej konsystencji działa jak zmysłowy okład dla ust: odżywia, nawilża i rewitalizuje naskórek ust". Postanowiłam się o tym przekonać i nałożyłam ją na me usteczka. Zauważyłam, że lekko podkreśliła niektóre skórki, które nie były widoczne na pierwszy rzut oka z pewnej odległości. Faktycznie produkt nie przesuszył mi ich dodatkowo, być może lekko nawilżył ale nie zauważyłam odżywienia naskórka.
Kolor na ustach jest widoczny już za pierwszym pociągnięciem. Można go stopniować. Pomadka na wargach na szczęście nie jest mocno fioletowa i nie wygląda sztucznie. Różnicę widać tuż po nałożeniu.



TRWAŁOŚĆ
Od producenta: "Formuła typu long wear wyraźnie utrwala kolor w stosunku do klasycznych pomadek, charakteryzuje się wyjątkową stabilnością koloru na ustach". Ja po jakimś czasie od nałożenia miałam wrażenie jakby pomadka zastygła na moich ustach i faktycznie długo na nich zagości ale...
 ...niestety zostawiała ślady tam gdzie tylko dotknęłam pomalowanymi wargami.
Po jakimś czasie usta straciły blask i stały się lekko matowe. Po ok. 2 godzinach kolor został tylko na części ust, niestety nie schodził równomiernie co nie wyglądało za ciekawie. Przez ten czas od czasu, do czasu piłam tylko wodę. Może gdyby nic nie pić i nic nie jeść pomadka utrzymałaby się dłużej...


PODSUMOWUJĄC
Pomadka nie stała się moją ulubioną ale nie spisałam też jej na straty. Na jakieś specjalne okazje, kiedy chciałabym mieć mocno pomalowane usta to czemu nie. Natomiast trzeba na pewno pamiętać o poprawianiu jej w międzyczasie aby usta były równego koloru. Jak za taką cenę to myślę, że pomadka jest godna uwagi. Plusem jest też to, że posiada filtry UV lecz nie jest o tym wspomniane na opakowaniu tylko na stronie producenta.

A Wy wolicie mocne czy delikatne usta?


Produkt znalazł się w mojej kosmetyczce dzięki Spotkaniu Śląskich Bloggerek.

19 wrz 2012

MOJE PRZEMYŚLENIA dotyczące edycji limitowanych Essence.

 Tym razem na blogu postanowiłam przedstawić moje przemyślenia dotyczące edycji limitowanych marki Essence. Kosmetyki te wychodzą co jakiś czas i nie są dostępne w stałej sprzedaży. W swojej kolekcji nie mam ich dużo ponieważ często gdy zachodzę do drogerii nic już nie zastaję. Dlaczego? I tu nachodzi mi kilka myśli....


 OPAKOWANIE?
Zauważyłam, że produkty, które ukazują się tylko co jakiś czas nie są bardzo wymyślne. Mają prostą formę. Najczęściej są to plastikowe przeźroczyste pudełeczka. Buteleczki lakierów też zazwyczaj są podobnej formy.
Mnie to osobiście nie przeszkadza, nawet mi to odpowiada. Dzięki temu od razu widać kosmetyk. Dodatkowo nie dopłacam za wykwintne opakowanie.


 MOTYW?
Kiedy firma Essence wypuszcza edycję limitowaną ma ona nadaną nazwę (np. MIAMI ROLLER GIRL). Wówczas edycja do czegoś nawiązuje, jest utrzymana w zbliżonej kolorystyce. Takie coś prezentuje też często najnowsze trendy, innowacyjne produkty lub też kolekcja poświęcona jest najnowszym propozycjom w modzie.


  REKLAMA?
Na ulicy, w prasie nie spotkałam się z reklamą edycji limitowanych Essence, która ma ukazać się na półkach. Najczęściej, o nowych sezonowych produktach dowiaduję się z blogów. Czasami kiedy przeglądam gazetkę promocyjną drogerii Natura też napotykam małe zdjęcie, że ma się pojawić.


 WNĘTRZE?
Wydaje mi się, że to chyba najczęściej nas kusi przy zakupie tych produktów. Kolory są moim zdaniem dobrze przemyślane. Kiedy np. chciałabym coś podobnego zakupić ze stałej kolekcji albo z innej firmy jest duże prawdopodobieństwo, że identycznego nie znajdę. Barwy, dobrze przemyślane drobinki mnie wabią, a Was?
Drugą ważną rzeczą jest to, że produkty są dobrej jakości. Kosmetyki, które posiadam długo utrzymują się na twarzy, lakiery nie odpryskują od razu na drugi dzień. Pamiętam też błyszczyki i róże, których nie dawało się nawet zmyć, to czasami aż są za trwałe ;)


 CENA?
Wydaje mi się, że koszty kosmetyku z edycji limitowanej nie są wygórowane. Zależy co chce się kupić (np. lakier będzie tańczy od pudru rozświetlającego) ale przeważnie najwyższa cena to ok. 15 zł.


 DOSTĘPNOŚĆ?
Najczęściej "limitkę" można spotkać w drogerii Natura. Czasami pojawiają się także w Douglasie, w wybranych Rossmannach. O innych mi nie wiadomo, ponieważ wymienione przeze mnie to te, z których ja najczęściej korzystam.
Dlaczego więc często zostaję puchy w szafie essence jeśli chodzi o edycje limitowane? Ponieważ do najbliższej Natury mam dość daleko, z resztą do Douglasa też mi nie po drodze. Najczęściej kiedy wychodzi dana edycja limitowana nie mogę zjawić się tam natychmiast. Okazuje się, że czasami po 2 dniach to już za późno. Po za tym w szafie na edycje limitowaną jest przeznaczone małe miejsce, nie wydaje się Wam ono zbyt małe? Patrząc można się domyślać, że było wyłożone np. około 5 różów, kilka lakierów i błyszczyków. Nie wiem czy Panie ekspedientki uzupełniają to miejsce czy nie. Dlaczego jest to kilkanaście produktów na tyle chętnych osób?


Jak upolować kolekcję limitowaną?
Najczęściej o kolekcji limitowanej i produktach jakie mają się pokazać dowiaduję się z blogów Lusterko Em i Zakupowe Bestie. Już wtedy dobrze obejrzeć na zdjęciach czy jest jakiś produkt, który jest interesujący i warto mieć go u siebie. Wtedy należy czyhać kiedy ukaże się w Polsce (chyba, że mamy znajomości za granicą :)). Dobrze wiedzieć gdzie będzie dostępna, czy np. we wszystkich Rossmannach, czy w wybranych. Niby proste, a jednak często mi się nie udaje zakupić wymarzonego produktu. Powtórzę się ale wydaje mi się, że jest ich za mało.
Co wtedy?
Ja część produktów mam dzięki uprzejmości innych. Otóż niektóre Blogerki organizują rozdania albo konkursy, w którym można wygrać najbardziej pożądany kosmetyk z "limitki". U mnie tak się znalazł rozświetlacz i cień :)
Warto też śledzić zakładkę, która na ogół zwie się "Wymianka". Takie zakładki są na wielu blogach, tam niekiedy pojawia się coś atrakcyjnego i można wymienić się na zasadzie kosmetyk za kosmetyk ewentualnie odkupić.
Na allegro.pl też widziałam niektóre produkty z sezonowych edycji chociaż wydaje mi się, że przy niektórych cena z przesyłką jest lekko zawyżona.

Mnie najbardziej w edycjach limitowanych pociąga innowacyjny kolor i aż szkoda, że nie są puszczane w stałej kolekcji lub chociaż w większej ilości.
Jestem ciekawa co Wy myślicie o edycjach limitowanych? Czy posiadacie może coś z takowej? Podzielcie się w komentarzach ;)

17 wrz 2012

Pastelowa brzoskwinka

 Tym razem lakier do paznokci firmy PAESE. Przyznam, że to moje pierwsze malowidło tej marki. Kolor od razu mnie uwiódł i byłam ciekawa jak się spisze na paznokciach. Postawiłam mu wysoko poprzeczkę przez naklejkę, która od razu rzuca się w oczy czyli: "Doskonałość Roku 2010". Czy podołał i ten lakier jest dla mnie doskonały?
BUTELECZKA
Normalna, nieskomplikowana można by rzec, że zwyczajna... ale nie. Ma coś w sobie. Dzięki prostej formie staje się gustowna. Na nakrętce przyczepiona jest także naklejka z ładnym logiem producenta.
 INFORMACJE NA PRODUKCIE
Zauważyłam, że na wielu lakierach nie ma podanego INCI lecz tu jest inaczej. Na jednej z bocznych ścianek wymieniony jest skład. Przeczytałam i nie znalazłam formaldehydu. Buteleczka mieści w sobie 9 ml produktu.
 APLIKACJA
Pędzelek jest węższy, giętki i dobrze się nim rozprowadza lakier, Nie robi smug. Jeśli chodzi o konsystencje produktu dla mnie jest za rzadka.

 KRYCIE
Pomimo, że aplikacja jest przyjemna sam lakier jest wg mnie za mało kryjący. Po nałożeniu 3 warstw dostrzegałam małe prześwity co mnie niestety drażniło.

 CZAS SCHNIĘCIA
Pomalowałam paznokcie i zostawiłam je w spoczynku przez około godzinę. Przez ten czas oglądałam telewizję. Po wyłączeniu telewizora paznokcie  wydawały się być suche. Chwyciłam coś w rękę i niestety zrobił się odcisk. Aby uniknąć tego na kolejnych paznokciach musiałam przez kolejną godzinę uważać na swoje pazurki.
 KOLOR
Nr 155 - jasny, delikatny, pastelowy kolor. Można go określić tzw. "brzoskwiniowym". Dodaje paznokciom romantycznego looku. Ciekawy ale myślę, że byłby bardziej atrakcyjny gdyby miał lepsze krycie.

 TRWAŁOŚĆ
Lakier sam z siebie ładnie się błyszczy i po paru dniach nie stracił swojego blasku. Ja na trwałość na swoich pazurach przeważnie nie narzekam. Myślę, że wiele zależy od tego kto jakie ma paznokcie. Po dobrym wyschnięciu lakieru cieszyłam się kolorem przez 5 dni. Tylko przy jednym palcu zauważyłam drobne odpryśnięcie.


PODSUMOWUJĄC
Kolor w buteleczce mną zawładnął, gdyby miał tylko lepsze krycie oceniłabym go na pięć, a tak ode mnie dostaje mocne cztery! Aczkolwiek wada, którą nadmieniłam nie zniechęca mnie do wypróbowania innych kolorów.
Wg strony producenta lakier kosztuje niecałe 15 zł. Niestety online, nie znalazłam koloru, który pokazuję, nie wiem czy jest jeszcze dostępny w sprzedaży. Na stronie internetowej są podane miejsca, w których można znaleźć stoiska PAESE.
Strona PAESEwww.paese.pl
Sklep online PAESEwww.sklep.paese.pl

A Wy może miałyście jakiś lakier PAESE?

Produkt znalazł się w mojej kosmetyczce dzięki Spotkaniu Śląskich Bloggerek.

15 wrz 2012

Jak anikowa101 używa... pudru sypkiego?

 Dziś o pudrze sypkim, a dokładnie o jego użytkowaniu. Przypomnę, że moja recenzja pudru pokazywanego na zdjęciach (My Secret) już była i można ją znaleźć TUTAJ.
Jakiś czas temu na blogu gościł podobny post ale o moim użytkowaniu tuszu do rzęs. Bardzo mnie cieszyły Wasze komentarze pod tamtym wpisem, wiele z Was dba o kosmetyki używając ich we właściwy sposób. Postanowiłam, że przygotuję coś podobnego ale tym razem w roli głównej wystąpi mój ulubiony puder sypki. Dlaczego? Ponieważ często spotykam się z wieloma opiniami, iż ten produkt jest mało ekonomiczny, za dużo się go wysypuje i ciężko się go używa. Pamiętam jak kupiłam swoje pierwsze opakowanie i też miałam z tym problem ;) Aczkolwiek wystarczy trochę wprawy i ten puder jest naprawdę bardzo przyjemny w użytkowaniu. Przedstawiam moją małą ściągawkę:
1. Szybkim ruchem odwracam opakowanie do góry dnem. Puder My Secret posiada wewnątrz wiele otworków ale jeśli inne mają ich mnie to można też nim lekko potrząsnąć. (Puder, który pokazuję, kiedy jest pełny wydostaje się szybciej na nakładkę umieszczoną wewnątrz ale z czasem gdy go ubywa już nie wystarczy go tylko odwrócić wówczas lekko stukam o dno.)

2. Stawiam pudełeczko już dnem do dołu i otwieram. Na nakładce znalazł się puder. (Mój kiedy pozował do zdjęć był świeżo po podróży i znalazło się go tam więcej ale to w niczym nie przeszkadza.)

3. Małą ilość z opakowania wysypuję na pokrywę pudru.

4. Na nakrętce mam już przygotowany puder do nałożenia. Pokazana ilość na zdjęciu w zupełności wystarczy na pokrycie całej twarzy, a nawet może go być mniej! Pamiętaj: puder jest tylko wykończeniem w makijażu.

Ja swój puder nakładam na dwa sposoby:

  • Za pomocą "puszka"
Mój puszek wyjęłam z pudru rozświetlającego Sun Club. Długo leżał nieużywany ale znalazłam dla niego zastosowanie. Jest mały i świetnie się spisuje pod okolicami oczu.
Puszek zanurzam w kosmetyku lekko go dociskając. Mi nie przeszkadza, że jest na nim ciut za dużo produktu (jeśli przeszkadza mi zbyt duża ilość puszek otrzepuję nad opakowaniem). Następnie puszek z pudrem ruchami przytykającymi  do twarzy, w ten sposób równomiernie osiądzie na twarzy. Robię to tylko w wybranych miejscach (u mnie jest to pod oczami aby utrwalić korektor i na czole gdzie często się świecę). Zamiast puszka można też użyć tamponików z waty.
*Jeśli widzę, że pudru nałożyło mi się za dużo omiatam go innym, czystym puszkiem lub pędzlem.


  • Za pomocą pędzla

Najlepiej używać dużych, miękkich i półkolistych pędzli.
Wkładam pędzel do pudru i kilkoma kulistymi ruchami przejeżdżam po nakrętce. W ten sposób nabiera się niewielka ilość i o to chodzi. Jeśli jednak produktu na pędzlu jest zbyt dużo po prostu go strzepuję z powrotem. Następnie krótkimi ruchami omiatam partie twarzy. Robię to stopniowo by puder się równomiernie nałożył i zawsze zaczynam od czoła, a kończę na brodzie. Czyli nabieram puder pokrywam czoło i na dalsze partie ponownie nabieram produkt.

Do pokrywki zawsze staram się przesypywać małą ilość, która mi na pewno wystarczy na pokrycie abym nie musiała przesypywać i odsypywać wciąż pudru bo tak mógłby się przypadkiem rozsypać. Na początku miałam z tym problem ale w końcu doszłam do wprawy. Puder ma za zadanie zmatowić i nadać jednocześnie "aksamitnego", świeżego wyglądu, jest dopełnieniem makijażu i nie należy go zbyt dużo nanosić. Każda z nas ma inną cerę i niektóre z nas potrzebują ukryć świecące miejsca w ciągu dnia. Wówczas proponuję zaopatrzyć się w bibułki matujące lub puder prasowany, który idealnie nadaje się do poprawek.

Mam nadzieję, że niektórym z Was choć troszkę pomogłam.
A Wy czego używacie do nakładania pudru?

13 wrz 2012

52, 53 essence!


 Dawniej nie przepadałam za pomadkami i szminkami. Teraz jest inaczej. Odkryłam kosmetyki do ust w sam raz dla mnie. U siebie na blogu pisałam już o swojej ulubionej pomadce Rimmel TUTAJ. Dzisiaj poznajcie moje dwa ulubione kolory od Essence.

Zanim jeszcze przejdę do opisu wspomnę, że Essence wprowadziło do swojego asortymentu nowości, pewne kosmetyki zlikwidowali i szczerze napiszę, że nie wiem czy nowa kolekcja posiada moje ulubione kolory, mam nadzieję, że tak. Jeśli ktoś coś wie proszę o informacje ;) A oto one:

OPAKOWANIE
Pomadka schowana jest w plastikowym ale solidnym opakowaniu. Posiada małe okrągłe wypustki na gwincie by zatyczka sama nie odpadałam. Sztyft pomadki wychodzi i chowa się kręcąc trzonkiem czyli tradycyjnie. Po środku, na przezroczystej otoczce widnieje logo producenta, które w czasie użytkowania samo się ścierało. Ja starłam je do końca i moim zdaniem wygląda ładniej (po lewej z logiem, a po prawej bez). W środku znajduje się 4 g szminki, która jest ważna przez 24 miesiące od otwarcia.

 KONSYSTENCJA
Kremowa, przyjemnie nakłada się ją na usta. Nie podkreśla suchych skórek. Nadaje delikatnego blasku ustom. Nie zawiera brokatu ani drobinek.

 ZAPACH
Przyjemny. Niegdyś od szminki odrzucała mnie woń. Tutaj jest inaczej, zapach jest delikatny i da się z nim żyć ;)

 TRWAŁOŚĆ
Pomadki essence niestety nie należą do najtrwalszych. Po jakimś czasie od nałożenia jako pierwszy znika połysk. Następnie stopniowo ale równomiernie kolor. Picia, jedzenia pomadka nie znosi. Mnie jednak to nie przeszkadza bo to mazidło jest tanie (ok. 8 zł) i wydajne, dlatego co jakiś czas jestem skłonna ją poprawić na ustach.
 KOLOR 52 - IN THE NUDE
Delikatny, jasny kolor. Posiada dobrą pigmentację. Można nakładać bez konturówki, bo nie rozjeżdża się po ustach. Nadaje ustom ładnego blasku.

 KOLOR 53 - ALL ABOUT CUPCAKE
Różany róż, który na ustach nie jest sztuczny. Nadaje ustom naturalnego wyglądu. Kolor można stopniować i delikatnie podkreślić ich kolor, lub po nałożeniu większej ilości uzyskać bardziej nasycony kolor. Również nadaje ustom delikatnego blasku bez żadnych drobin i brokatów.
 Powyżej oby dwa kolorki w roli swatch'a i na ustach. Po lewej 52, a po prawej 53. Który wolę bardziej? Nie potrafię się zdecydować, oby dwa to moje kolory, które nadają ustom naturalnego wyglądu.
A teraz Wy pochwalcie się swoimi ulubionymi pomadkami ;)


10 wrz 2012

Podziekowania


 9-go września odbyło się Spotkanie Śląskich Bloggerek. Tuż przed nim moje serce biło mi jak oszalałe, stresowałam się bo to moje pierwsze takie spotkanie. Dziś jestem niestety już po. Wspominając wczorajszy dzień uśmiecham się sama do siebie. To było dla mnie prawdziwe przeżycie. Z emocji aż nie mogłam usnąć mimo, że byłam zmęczona. Mam nadzieję, że to nie ostatnie takie spotkanie. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy :)
A teraz tu i teraz przede wszystkim dziękuję organizatorkom:

Dziękuję! Gdyby nie Wy do spotkania by nie doszło. Świetna organizacja. Niezapomniane wrażenia zapewnione :) ;*
Podziękowania ślę także do uczestniczek. To dzięki Wam to spotkanie było wyjątkowe.
Marta

Dziękuję i mam nadzieję, że do zobaczenia! ;)

Dziękuję także sponsorom. Paczek jest tyle, że ledwo to doniosłam do domu^^


Oprócz paczuszek od sponsorów zawitał u mnie także nowy bronzer i róż, których znalazłam na BAZARKU u Elizabeth Harmony i postanowiłam ich przygarnąć :) Dziękuję za miły dill :) ;*

Pozdrawiam!

5 wrz 2012

W temacie INCI jestem zielona...

Ostatnio pisałam o balsamie do ciała SORAYA, który mnie rozczarował. Przyznaję, że skusiło mnie opakowanie dlatego wrzuciłam do koszyka. Rzuciłam też lekko okiem na skład ale co ja mogłam z niego wyczytać skoro za bardzo się na tym nie znam. Natomiast teraz w moim życiu kosmetycznym nastąpi mała rewolucja! Nie zamierzam kupować samych eko kosmetyków, będę też chciała kupować te z drogerii tylko z bardziej przyjaznym składem (o ile się w ogóle da... wierzę, że tak). Jest przecież internet ale na przeciw też wyszła mi piękna blond dziewczyna. Znacie bloga zdrowienatura.blogspot.com ?  Mam nadzieję, że tak ;) Otóż autorka bloga kręci również filmiki, które umieszcza na YT. Dziś ujrzałam filmik pt. Jak czytać skład kosmetyków? Jeśli ktoś też jest zielony w tym temacie to na pewno się przyda. Podaję link do filmiku -> http://www.youtube.com/watch?v=F8C-IyLe6oc
Ja tym czasem biorę się za czytanie składów na kosmetykach i zrobię chyba z niektórymi porządek.

4 wrz 2012

Wszystkiego najsłodszego!

4 września - Międzynarodowy Dzień Czekolady. Ja należę do grupy czekoladoholików. Uwielbiam wszystko co z czekoladą związane. Staram się nie jeść za dużo słodkości ale postanowiłam, że i tak dzisiejszy dzień będę świętować z tabliczką czekolady ale w innej postaci. Inspiracją dla mnie był przepis na peeling cukrowy, który znalazłam na blogu bloganeek.blogspot.com. Ja postanowiłam go troszkę zmodyfikować aby wyszedł mi peeling czekoladowy.
 Do swojego peelingu użyłam:
- cukru
- oliwki do ciała
- czekolady
Dodałabym także trochę cytryny, tak jak w przepisie ann ale niestety nie znalazłam jej w domu.

A to kilka prostych kroków do przyrządzenia peelingu domowej roboty:
1. Do miseczki wlałam niecałą łyżkę oliwki Hipp. (Nie lubię mieć za bardzo tłustej powłoki na ciele dlatego dałam jej tak niedużo).
2. Następnie pół tabliczki gorzkiej czekolady rozpuściłam w kąpieli wodnej i powstałą masę dodałam do oliwki.
3. Odczekałam moment aby czekolada chwilkę przestygła ale nie zgęstniała. Nie chciałam aby cukier pod wpływem ciepła od razu się roztopił. Po kilku minutach dodałam cukier. Ja lubię gęste peelingi dlatego wsypałam go trzy większe łyżki do pozostałych składników.
4. Całość wymieszałam i tak właśnie powstał Chocapic... Nie, nie! Nie Chocapic a Peeling czekoladowy :)
Nie spodziewałam się, że uda mi się przyrządzić tak wyśmienity peeling. Zazwyczaj robiłam kawowy bo jest najprostszy ale w tym się zakochałam i na pewno zrobię go nawet kiedy nie będzie dnia czekolady. Wypróbowałam go od razu. Pozostawił piękną, gładką skórę, która przepięknie pachnie do tej pory. Porównałabym go nawet do peelingu Chocomania z THE BODY SHOP. Niemalże identycznie pachnie i pozostawia taką samą skórę po jego użyciu. Od dziś to mój peeling nr 1 :)

A Wy lubicie peelingi domowej roboty?

3 wrz 2012

anikowa101 testuje na sobie balsam wygladzajaco-nawilżajacy SORAYA

Zdjęcia reklamy z Edytą Górniak pochodzą ze strony e-vintage.pl
 Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam w sieci reklamę nowego produktu SORAYA z Edytą Górniak pomyślałam, że to kosmetyk nie dla mnie. Owszem, piosenkarka ma piękne ciało ale szczerze wątpię czy jedna buteleczka upiększyłaby mnie. Całkiem możliwe, gdyby photoshop działał nie tylko na ekranie monitora ;)
Jednak balsam znalazł się w mojej kosmetyczce. Jak zobaczyłam go na sklepowej półce niewątpliwie wyróżniał się spośród innych i wrzuciłam go do koszyka. O nim też będzie ten wpis.

OPIS
Produkt: balsam do ciała (wygładzająco-nawilżający)
Producent: SORAYA
Pojemność: 200 ml
Cena: 13 - 15 zł
Dostępność: drogerie (np. Natura, Shlecker)


OPAKOWANIE
 Plastikowa ale giętka butelka-tubka. Stawiana na podstawie. Mieści w sobie 200 ml produktu. Z zewnątrz bardzo ładnie się prezentująca: jasno różowa w srebrne kropeczki. Wg mnie bardzo romantyczny deseń. Na sklepowych półkach są trzy wersje do wyboru. Odsłona wygładzająco-nawilżająca ma na środku rysunek szpilki (na dwóch pozostałych jest gorset i torebka). Niestety opakowanie posiada wady. Przeszkadza mi, że nie widać ile produktu jeszcze pozostało i trzeba to oceniać instynktownie. Po drugie zamykanie. Tubka zatrzaskiwana jest od dołu ale trzeba przy tym użyć więcej siły aby dobrze się zamknęła.


KONSYSTENCJA
 Balsam ma lekką formułę. Dobrze się go wyciska z opakowania. Produkt nie jest zbyt rzadki i dobrze się go rozprowadza na ciele. W kontakcie z ciepłą skórą lekko się rozpływa ale nie przeszkadza to w aplikacji. Dużym plusem jest szybkie wchłanianie się, dzięki temu można po wysmarowaniu się od razu założyć ubranie.


ZAPACH
Delikatny, nie drażniący. Utrzymuje się na ciele ale nie jest przeszkadzający.


PO NAŁOŻENIU
 Po nasmarowaniu ciała balsamem z serii Piękne ciało skóra jest gładka, przyjemna w dotyku, ładnie ale delikatnie pachnie. Dzięki proteinom jedwabiu karnacja ładnie się błyszczy. Balsam nie zawiera żadnych błyszczących drobinek czy brokatów. Skóra wygląda na zdrowszą, a błyszczy się bardzo naturalnie. Niestety efekt błysku nie zostaje na dłużej po paru godzinach, a czasami nawet szybciej po prostu zanika.


OBIETNICE PRODUCENTA
EFEKT DŁUGOTRWAŁEGO NAWILŻENIA I REGENERACJI - Moja skóra jest normalna, nie wymaga dużego nawilżenia ale mam wrażenie, że nawilżenie jakie daje ten balsam jest zbyt małe. Nie jestem osobom systematyczną i w przypadku używania innych balsamów nie musiałam ich używać bardzo często. Przy tym produkcie robię to dwa razy dziennie. Smarując ciało rano wieczorem mam wrażenie, że jest zbyt mało nawilżone.
EFEKT JEDWABISTEJ SKÓRY - Już wyżej o tym wspominałam, że skóra jest gładka i miła w dotyku. Skóra po aplikacji jest delikatniejsza. Ale wątpię, żeby osoby z bardzo suchą skórą odczuły komfort długotrwałego uczucia nawilżenia... Może...
EFEKT WYSZCZUPLENIA - Do takich obietnic jestem sceptycznie nastawiona. Wątpię, żeby balsam modelował i wyszczuplał sylwetkę. Moim zdaniem na to najlepsze są ćwiczenia ;)


PODSUMOWUJĄC
Przyznaję się, że w przypadku tego balsamu najpierw skusiło mnie urocze opakowanie. Niby to tylko plastik ale wygląd zewnętrzny przyciągnął moje oko. Długi opis na opakowaniu czego on to nie robi to bardziej chwyt marketingowy niż spełnianie obietnic.  Owszem, balsamu bardzo przyjemnie się używa, ładnie pachnie, pozostawia bardzo gładką skórę ale bez przesady - nie otul mnie jak sukienka i mało rozpieszcza. Wg mnie nawilżanie jest przeciętne. Produkt polecany aby zagwarantować gładkość -  z tym się zgodzę. Balsam ten na pewno wykorzystam ale nie jestem pewna czy skuszę się na niego po raz kolejny. Jeśli będę szukać dobrego nawilżenia na pewno nie wyląduje w moim koszyku, natomiast jak zatęsknię za tak gładką skórą to być może.
Jako, że szkoła się rozpoczęła oceniam ten balsam w skali szkolnej i daję mu 3 :)


Jestem ciekawa czy któraś z Was używała balsamu z serii PIĘKNE CIAŁO? Jeśli tak to co sądzicie?
A czego Wy aktualnie używacie do nawilżenia swojej skóry?

Pozdrawiam!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...