30 gru 2011

Hity i kity 2011

Koniec roku już za chwilę. Najwyższy czas na podsumowanie go. Pootwierałam wszystkie szufladki nie szufladki z kosmetykami i zrobiłam sobie takie małe przemyślenie. Stwierdzam, że odkąd zaczęłam wykańczać kosmetyki a nie nałogowo kupuję ciągle nowe pozostawiając inne pootwierane jest coraz lepiej. Swoje kosmetyki ograniczam do minimum. Jednak stwierdzam, że lakierów do paznokci mam nadal za dużo!   
Kiedy tak podziwiałam te kosmetyczne cudeńka zaczęłam myśleć, które to są te moje ulubione i które na pewno będą mi towarzyszyć także w przyszłym roku. Wtedy postanowiłam, że napiszę tę notkę i przedstawię Wam te, które uwielbiam i ciągle używam. Skoro są te lubiane to czemu też nie napisać o moich porażkach makijażowych i pielęgnacyjnych. Jak zebrałam wszystko do kupy w sumie okazało być ich trochę dużo, dlatego wybrałam z nich tych 5 "naj" i 5 "fee". Ponieważ prowadzę bloga gdzie przedstawiam te tańsze kosmetyki będą one z tej niższej półki cenowej.  Jest to mój osobisty wybór i liczę się z tym, że Wasze zdania co do moich typów mogą być odmienne ;)

MOJE HITY 

Żelowy eyeliner od Essence to mój największy hit tego roku. Wydawało mi się, że  przez moje tłuste powieki nie będę się cieszyć czarną kreską dłużej niż około godziny. Ten produkt bardzo miło mnie zaskoczył. Coś za niewielką cenę a trzyma się  na oku cały dzień. Teraz używam gel eyeliner prawie co dzień :)
Bliżej ten kosmetyk można zobaczyć TU i TU.

*

 W okresie jesienno-zimowym zdarza się, że mam spierzchnięte usta w najmniej odpowiedniej chwili. Wtedy sięgam po Carmex, który wyciągnął mnie z tarapatów już nie raz. Teraz nie rozstaję się z tym produktem zawsze jest w mojej torebce. 
Małe zbliżenie na Carmex TUTAJ.

*

 Do płynów micelarnych podchodziłam jak pies do jeża. Od kiedy spróbowałam jednego tak nie mogę się odczepić od "miceli". Demakijaż robię codziennie, szukałam dlatego czegoś tańszego ale dobrego. Znalazłam! Jest to płyn micelarny z Bourjois. Idealnie zmywa mój makijaż. 
Więcej na temat tego płynu przeczytasz TUTAJ.

*


 Już kiedyś wspominałam na blogu, że plamy pod pachami to był dla mnie problem. Tak, był bo od kiedy używam blokera Ziaji to mogę podnosić ręce do góry bez obaw :) Bloker u mnie skutecznie i bez żadnych skutków ubocznych typu pieczenie, swędzenie przyhamował pocenie się. Używam go raz w tygodniu i nie wyobrażam sobie bez niego życia.

TUTAJ pisałam o nim więcej.

*


A tu coś z Biedronki. Napiszę krótko: lepszego peelingu do stóp do tej pory nie używałam. Nie przepadam za jego zapachem ale jestem w stanie mu to wybaczyć za to jak dobrze działa.
Więcej o peelingu jest TUTAJ.



MOJE KITY

 Pewnie Was zdziwi dlaczego ten puder znalazł się w moich kitach... Niestety ten produkt nie sprawdził się u mnie. Próbowałam odcieni nr 01 i 03. Próbowałam nakładać go za pomocą dołączonej gąbeczki jaki i różnych pędzli. Niestety po aplikacji tego pudru moja twarz wyglądała jak porcelanowa... Nawet kiedy użyłam bardzo małej ilości nie wyglądałam za ciekawie. Nie jest to tylko moje wrażenie ponieważ słyszałam także od innych, że puder jest za bardzo widoczny i sztucznie to wygląda. Niestety Synergen mnie zawiódł...

*



To kolejna rzecz, która niestety mnie zawiodła... Pomadka Miss Sporty. Nie podoba mi się, że podkreśla wszystkie niedoskonałości ust - suche skórki zwłaszcza. Roluje się bardzo w zagłębieniach ust, a z trwałością jest kiepsko. Już po paru minutach widzę, że jej nie ma... 

Bliżej ten produkt można zobaczyć TUTAJ.

*


Żel do mycia twarzy L'oreal dla mnie okazał się wielką klapą ponieważ wysuszył moją twarz. Z dołączonej do niego szczoteczki gumowej też nie byłam zadowolona. Niestety jeden z większych moich kitów 2011...

*


Syoss - Heat Protect czyli spray, który ma za zadanie chronić włosy przed wysoką temperaturą. Nie ukrywam, że na początku byłam zachwycona tym produktem. Niestety po jakimś czasie zauważyłam, że bardzo przesuszył moje włosy. Niewątpliwie jest to zasługa alkoholu, który jest w jego składzie. 
Więcej o nim TUTAJ.

*


Jestem ciekawa czy Wy także zrobiłyście podsumowanie roku? Przejrzałyście może swoje kosmetyki? 
Dla mnie takie przemyślenie nie skończyło się tylko na kosmetykach. Swojego bloga reaktywowałam w maju 2011 roku. Przyznam, że nie spodziewałam się, że aż tyle z Was zechce tu zaglądać i poczytać moje opinie. Dlatego tu i teraz dziękuję każdej z Was z osobna za każde zajrzenie na mojego bloga, za każdy pozostawiony komentarz. Dziękuję! Blog to teraz część mojego życia i staram się tu zaglądać w każdej wolnej chwili. Blog to dla mnie nie tylko dzielenie się moją opinią ale i Wy. Dzięki niemu poznałam Was! Z przyjemnością zaglądam do Waszych królestw i czytam Wasze posty. Każda z Was jest wyjątkowa! ;)
Pozdrawiam gorąco!

21 gru 2011

Święta tuż, tuż...

 Ostatnimi czasy w ogóle nie zdawałam sobie sprawy z tego, że lada chwila będą święta. Wciąż wydawało mi się, iż jest listopad. No ale w końcu po ogromie pracy jaki miałam w ostatnim czasie mogę trochę przystopować i odetchnąć. Udałam się jeszcze przed weekendem do Rossmanna tylko po płatki kosmetyczne. Nie chciałam w tym roku kupować już żadnego lakieru bo wydaje mi się, że mam ich już dużo i sama nie wiem kiedy którykolwiek z nich zużyję. Jednak lakier ze zdjęcia tak mi wpadł w oko, że oprócz wacików wyszłam ze sklepu z lakierem.

 Lakier od Wibo z nr 392 w złoto metalicznym odcieniu. Nie jest to taki typowy odcień złota tylko skrywający w sobie jakąś tajemnicę. Bardzo skojarzył mi się z tym świątecznym czasem. Za 8,5 ml złota w buteleczce zapłaciłam 4.39 zł

Paznokcie lakierem pomalowałam w sobotę a dopiero dziś robiłam zdjęcia (niestety z lampą dlatego powyższa fotografia nie oddaje do końca w 100% "świątecznego" koloru). Powiem, że zaskoczył mnie ten produkt nie tylko swym kolorem ale też tym, iż szybko schnie, głęboki kolor uzyskuje się już po jednej warstwie i dobrze się trzyma. Po 4 dniach zauważyłam tylko minimalne przetarcia na paznokciach, a wyjątkowo nie użyłam Topcoatu na lakier. Kolor sam z siebie ma ładny blask. Nie żałuję tego zakupu :)


Dziś wybieram się na małe zakupy świąteczne. Planuję dokupić parę bombek aby porobić jakieś dekoracje świąteczne. Jutro zamierzam piec ciasteczka na choinkę z moim młodszym bratem. Zatem powoli zaczynam czuć zbliżające się święta :) A jak tam u Was z przygotowaniami?
EDIT: Tuż po dodaniu tego posta wyjrzałam przez okno i u mnie zaczął prószyć śnieg! Wiem, że nie każdy za nim przepada ale mnie się on najbardziej kojarzy z ubieraniem choinki i ogólnie tą atmosferą jaka panuje teraz w domu.

17 gru 2011

Czekoladowy wpis o maśle do ciała i peelingu + chwalipieta ze mnie ;)

 Tym razem masło do ciała i peeling cukrowy producenta Dax Cosmetics idą pod moją lupę. Wersja, o której piszę to czekolada z kokosem. Jestem czekoladomaniaczką dlatego te dwa produkty wylądowały w moim koszyku. Czy żałuję zakupu? Dowiecie się tego czytając dalej ;)


MASŁO DO CIAŁA

 MASŁO DO CIAŁA W NIEWYGÓROWANEJ CENIE
Produkt ten mieści się w 225 ml opakowaniu. Plastikowy pojemniczek przyciąga wzrok na zdjęcie kokosa z czekoladą. Szczerze to strona estetyczna tego "słoiczka" mnie nie przekonuje.
Masło w regularnej cenie można kupić za ok 14 zł ale często je widzę na promocji za niecałe 12 zł. Uważam, że nie jest to bardzo dużo w porównaniu do innych maseł. Do nabycia w większości drogerii i hipermarketach.

 DOBRZE NAWILŻA
Jestem zadowolona z działania tego produktu pod względem nawilżania. Także łagodzi podrażnienia i pozostawia skórę gładką. Nie wierzę tylko w to, że dobrze ujędrnia czy dostarcza komórkom energii. Takich cudów na swojej skórze po użyciu tego masła ja nie ujrzałam.

 PRZYCIĄGA ZAPACHEM
Pachnie jak gorąca czekolada do picia. Aż chciałoby się tego produktu posmakować. Mój nos nie wyczuł w nim kokosa ale to mi nie przeszkadza. Niestety zapach nie jest wieczny. Niedawno po użyciu zapomniałam zakręcić "słoiczek". Dopiero po paru godzinach zorientowałam się i zamknęłam go. Później gdy go używałam poczułam, że masło już nie pachnie... Jego woń ulotniła się i teraz bardziej przypomina mi zapachem niektóre balsamy brązujące niż smaczną czekoladę.

 PUSZYSTA KONSYSTENCJA
Wyrób ten jest jak dobrze zbity budyń. Dobrze się rozsmarowuje na ciele. Wchłania się po kilku sekundach. Niestety brudzi ubrania...


PEELING DO CIAŁA

 PEELING ZAMKNIĘTY W PLASTIKOWYM POJEMNICZKU
Ten produkt podobnie do swojego brata jest umieszczony w takim samym "słoiczku" (225 ml). Różnią się od siebie nakrętką, ponieważ produkt peelingujący ma ją ciemniejszą. Cena jak dla mnie dość wygórowana. Kosztuje ok. 17 zł. Ja je kupiłam na promocji za 12 zł. Do zakupienia w tych samych placówkach gdzie masło z tej samej serii.

 COŚ JEST NIE TAK
Ten peeling w ogóle się u mnie nie sprawdził. Ani dobrze nie oczyszcza, ani nie złuszcza, a o ujędrnianiu nawet nie mówię. Zostawia skórę zmiękczoną i "gładką". Przed zakupem słyszałam, że ten produkt ma parafine w składzie na pierwszym miejscu i powoduje to tylko uczucie gładkości. Jednak to nie jest uczucie, to po prostu się czuje. Po użyciu czuje się jakbym naoliwiła swoje ciało jakimś tłuszczem, którego nie da się zmyć i wszystko się do mnie lepi. Okropieństwo.

 ZAPACH MNIEJ OBŁĘDNY NIŻ JAK PRZY MAŚLE
Peeling dla mnie pachnie jak czekolada wymieszana z cukrem z dodatkiem tłustego olejku zapachowego do ciast. Kiedy "zanurzam" nos w ten produkt wydaje mi się, że wącham jakąś masę na ciasto, a nie produkt kosmetyczny.

 KONSYSTENCJA INNA OD WSZYSTKICH
W peelingu podoba mi się jego postać - gęsto zbita ciapka z drobinkami cukru. Nie jest za rzadka. Lubię jak produkty "ścierające" trzymają się w tzw. kupie ;) Dobrze się go rozprowadza i spłukuje.


 NA ZAKOŃCZENIE
Masło - nie jest złe ale za dobre też nie w moim odczuciu. Używałam lepszych za tą samą cenę. Przez to, że straciło zapach męczę je powoli ale raczej ponownie nie wyląduje u mnie w koszyku...
Peeling - prawie wcale nie ściera i zostawia tłustą powłoczkę na skórze. Nie tego się spodziewam po peelingu. Rozczarował mnie bardzo ten produkt i na pewno nie sięgnę po niego nigdy więcej w sklepie.


CZAS NA CHWALENIE SIĘ

 Jakiś czas temu na blogu Piękność dnia wygrałam ten oto lakier z Muppetowej kolekcji O.P.I. Kiedy wyjęłam go z paczusi szczena mi opadła. Takiego brokatu dawno nie widziałam. Wygląda wyjątkowo. Od razu maznęłam nim po paznokciu i efekt "błyskotliwy" jest niesamowity.

 Drugą rzeczą jaką się chwalę jest rozświetlacz z limitowanej edycji Vampire's Love wygrany na blogu Lusterko Em. Puder rozświetlający ma nieziemski zapach. Jak leży koło mnie to co chwilę go wącham :) Po za tym daje efekt rozświetlenia - muśnięcia co mi się bardzo podoba.

NIE BYŁAŚ JESZCZE NA BLOGACH DZIEWCZYN? TO KONIECZNIE KLIKAJ W LINKI ODSYŁAJĄCE DO ICH KRÓLESTWA! ;)
Piękność dniahttp://pieknoscdnia.blogspot.com/



A to niecodzienny zeszyt, który zamówiłam na stronie http://www.memo-book.pl/. Zeszyt wyróżnia się od innych tym ponieważ jest w kropki! Dowiedziałam się o nim z bloga http://peerfectlly.blogspot.com/. Tam też szczegóły promocji jak otrzymać trzeci zeszyt gratis.

To wszystko na dziś! Pozdrawiam Was wszystkie! ;)

14 gru 2011

ORIGINAL SOURCE otula słodkim zapachem

Jak sam tytuł wskazuje ten post będzie o produkcie ORIGINAL SOURCE. Na wstępie nie będę się rozpisywać i od razu przechodzę do mojej opinii na temat tego kosmetyku. ;)


  •  Co to za produkt? Ile kosztuje? Gdzie go można zakupić?
    Jest to żel pod prysznic. Można go kupić w drogerii Rossmann za 9.99 zł


  •  Jaką ma pojemność opakowanie tego żelu? Czy cena nie jest zbyt wygórowana?
    Opakowanie zawiera 250 ml żelu. Jedne produkty kosztują mniej inne więcej. Myślę, że cena jest wypośrodkowana. Często w Rossmannie można go zakupić w cenie promocyjnej wówczas kosztuje około 6-7 złotych. Ja nie mogłam się oprzeć jego zapachowi dlatego włożyłam go do koszyka.
  • Czym pachnie ten żel?
    ORIGINAL SOURCE Raspberry&Vanilla Milk pachnie świeżo zebranymi malinami i delikatną wanilią. Zapach jest wyraźny ale bardzo miły i łagodny. Po prostu "otula" me zmysły swą wonią. Jest wyjątkowy ponieważ do stworzenia żeli ORIGINAL SOURCE używa się naturalnych ekstraktów. Gdy powąchałam go w sklepie myślałam, że w ręce trzymam lizaka Chupa Chups.
  • Czy ten wspaniały zapach utrzymuje się podczas prysznica/kąpieli i po umyciu?
    Nie utrzymuje się długo. Tuż po wyjściu z wanny czuję go na swoim ciele kilka minut i miły aromat nagle znika. Jest to moim zdaniem z jednej strony minus, a z drugiej plus. Rano nie miesza się z moimi perfumami, jednak wieczorem, przed snem byłoby miło czuć słodki zapach. Nie wiem czemu moja skóra nie trzyma tego zapachu ponieważ po użyciu tego żelu moja łazienka pachnie nim dość długo.
  • Jaka jest jego konsystencja?
    Dla mnie to jest taki kremowy żel. Dość płynny. Wersja Raspberry&Vanilla Milk ma jasno różowy kolor. Jak dla mnie za mało się pieni...
  • Mało się pieni ale dobrze myje?
    Tak, dobrze. Czuję się po nim odświeżona i czysta :)
  • Czy ma także inne działania?
    Mojej skóry nie podrażnia. Na opakowaniu jest napisane, że to połączenie tworzy nawilżający żel. Nie zauważyłam aby jakoś spektakularnie nawilżał moje ciało. Ja od niego tego nie wymagam. Jak dla mnie ma po prostu dobrze myć i tak jest :) 



  • Czy ten produkt ma w sobie jeszcze coś wyjątkowego?
    Tak, opakowanie. Przeźroczysto-mleczne przez które widać żel - jakiego jest koloru, ile go ubyło. Po za tym z tyłu jest napisane, że po zużyciu produktu buteleczkę można oddać do recyklingu. Bardzo podoba mi się także zamykanie. Wewnątrz gest umieszczona guma dzięki której żel tak łatwo się nie wydostaje dopiero po ściśnięciu wydobywam produkt na rękę.
*

Poniżej inne wersje żeli pod prysznic, które są dostępne w sprzedaży:
Mint&Tea Tree - orzeźwiający, pobudzający lekko chłodzący (pisałam o nim już TUTAJ)
Mango&Macadamia - kojarzy mi się ze słodkimi wakacjami
Chocolate&Mint - pachnie dokładnie tak samo jak czekoladki z miętą
Chocolate&Orange - ta wersja przypomina mi święta :)
Orange Oil&Ginger  - pikantne pomarańcze
Cactus&Guarane  - egzotyczny duet
Dragon Fruiy&Capsicum  - bardzo ostrrre owoce
Eucaliptus&Lime Basil Oil  - łagodzące połączenie
Lemon&Tea Tree  - kwaśny ale "stawiający" na nogi duet
Lime - po prostu limonki
Watermint&Lemon Grass  - mięta, mięta
Te i inne produkty ORIGINAL SOURCE można zobaczyć na stronie: www.originalsource.pl

Ja na koniec użyję hasła ORIGINAL SOURCE: "Poczuj go - możesz pokochać albo znienawidzić. Wybór należy do Ciebie." A Ty powąchałaś któregoś z nich? Pokochałaś czy może znienawidziłaś?

12 gru 2011

Czarna kreska przy pomocy produktow z Essence

 Hello! Już kiedyś robiłam podobny wpis ale wówczas omawiałam niektóre kredki z AVON'u. Nie widziałaś tego? No to KLIKNIJ TUTAJ. Tym razem przyszedł czas na czarne produkty od Essence. Czyli te, którymi najczęściej robię sobie kreskę na dolnej linii wodnej lub na powiece. Niestety nie pokażę kreski bezpośrednio na oku bo przyznam się szczerze, że średnio mi to wychodzi. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Kiedy zaglądam na Wasze blogi i widzę wasz makijaż to mój powinien się wstydzić. Dlatego swatche jedynie na mej skromnej rączce ;)

__________________________________________

Pudrowy liner&cień 
pojemność: 0,7 g
cena: 11.99 zł

Jak dla mnie to po prostu zwykły cień z nietypowym aplikatorem, który umożliwia narysowanie kreski. Ładnie się prezentuje tuż po nałożeniu ale bardzo się osypuje np. podczas aplikacji. Na mojej powiece niestety nie wytrzymuje zbyt długo. Dodatkowo w uchwycie od aplikatora grzechotka ;) Na początku myślałam, że to jakieś kulki w opakowaniu takie jak często dodają np. w lakierach do paznokci. Dopiero później odkryłam, że "brzdyntoli" mi w uchwycie.

 Aplikator: podłużna, cienka gąbeczka(?) na końcu zaokrąglona. Po raz pierwszy jak ją próbowałam na ręce pomyślałam, że zrobienie tym czymś kreski jest niemożliwe ponieważ aplikator za bardzo się wygina. Ledwo się go do czegoś dotknie to się ugina. Zaryzykowałam i kupiłam go. Robienie nim kreski nie okazało się takie trudne.
To kreska po jednym nałożeniu. Kolor można lekko stopniować dokładając kolejne warstwy lecz wątpię żeby się uzyskało mocną czerń. Przynajmniej ja takiego efektu nie uzyskałam. Jak widać lekko się połyskuje na niebiesko.


__________________________________________

 Lśniąca kredka do powiek
pojemność: 1g
cena: 5.99 zł

 Po prostu zwykła kredka. Wg producenta przeznaczona do powiek a ja jej używam na dolną linię wodną i świetnie się spisuje. Jestem z niej bardzo zadowolona.

 To jak zaostrzoną kredkę będziemy mieć później zależy oczywiście od temperówki. Kredka nie jest za twarda i z łatwością się nią robi kreski.

Czerń jest faktycznie lśniąca i głęboka. Wg mnie jest trwalsza od kredek z innych firm np. od tej podwójnej z AVON'u, którą już kiedyś pokazywałam na swoim blogu.


__________________________________________

 100% splash - wodoodporny eyeliner
pojemność: 1,2 g
cena: 10.99 zł

Eyeliner we flamastrze. Wygodnie się go trzyma. Przy dobrej wprawie można nim uzyskać rewelacyjne kreski. Ma zadziwiający aplikator. Z takim się wcześniej nie spotkałam.

Kreski rysuje się bardzo cienkim stożkiem. Niestety jak ręka mi się trzęsła od razu "fale" było widać na mojej powiece. Podoba mi się, że można stopniować grubość kreski.

Czerń jest mocna ale już nie tak bardzo głęboka jak w przypadku kredki. Kreska jest długotrwała. Nie mam problemu z jej zmyciem.


__________________________________________

 Eyeliner w żelu
pojemność: 3 ml
cena: 11.99 zł

 Eyeliner zamknięty w słoiczku. Już po odkręceniu widać jego bardzo ciemną czerń. Produkt ten jest bardzo kremowy. Gdy pierwszy raz dotknęłam go pędzelkiem to aż się zanurzył. Jednak jego tak "miękka" konsystencja nie przeszkadza w robieniu kresek.

 Najczęściej do aplikacji używam pędzelka z Essence - płaskiego, specjalnie przeznaczonego do robienia kresek. (6.99 zł) Ma zabawne niebieskie włosie. Niestety na zdjęciu tuż po pracy ale podczas "prania" go doprowadzam go bez problemu do czystości.

 Do robienia cieniutkich kreseczek używam pędzelka, który zostawiłam sobie kiedyś z eyelinera płynnego także z Essence. Jego rączka jest malutka ale mimo to świetnie się nim manewruje a on dobrze rozprowadza żelowy eyeliner.

Niewiele kosztuje w porównaniu do tego typu produktów a spisuje się rewelacyjnie. Wytrzymuje cały dzień. Mam nieraz problem ze zmyciem go z oczu.Nie wyobrażam sobie teraz bez niego teraz życia. Więcej pisałam o nim TUTAJ


__________________________________________

Na koniec porównanie wszystkich kresek (od góry):
  • Pudrowy liner&cień 
  • Lśniąca kredka do powiek
  • 100% splash - wodoodporny eyeliner
  • Eyeliner w żelu



                                                 A Ty czym najczęściej wykonujesz sobie kreski na oku?

8 gru 2011

Karnawalowy look z Wibo - KONKURS

 Lubię mieć jednolicie pomalowane paznokcie. Czasem po paru dniach do swojej "bazy" dodaję tzw. pękacza. Kiedy zobaczyłam w sieci konkurs organizowany przez Wibo na karnawałowy look postanowiłam trochę pobudzić wyobraźnię i stworzyć coś na swoich paznokciach. Robiłam to w zasadzie pierwszy raz i osobiście jestem z siebie dumna. :)


1. Jako pierwszy poszedł w ruch mój ulubiony lakier z Wibo - dokładnie nr 61.

2. Następnie sypnęłam co nie co. Użyłam do tego gąbeczki i srebrnego, sypkiego brokatu. Jednak dwa paznokcie opuściłam (był to efekt zamierzony).

3. Aby nie było nudno dodałam jeszcze drobniutkiego, mieniącego się brokaciku zamkniętego w buteleczce Wibo, z serii Express growth.

4. Wtedy wymyśliłam, że odrobina koloru jest dobrym rozwiązaniem (tak mi się wydaje) i dodałam kilka brokatowych kwadracików w odcieniu fuksji.

5. Dla mocniejszego charakteru przykleiłam na lakier kilka cyrkonii, które kiedyś oderwałam z bluzki.

6. Całość pokryłam TOP COAT'em.


I oto efekt moich działań:




Ja się przy tym świetnie bawiłam i o to chodzi :) W przyszłości chyba zacznę eksperymentować i tworzyć jakieś małe cudeńka na paznokciach.
Zapewne nie jedna z Was stworzyłaby/stworzy coś lepszego dlatego zapraszam was na funpage Wibo KLIK TUTAJ lub na bloga http://bebeautifulsimply.blogspot.com/. Przyłączcie się także do konkursu ;)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...